RAMMSTEIN 14.11.2011 Ergo Arena, Gdansk

6 min read

Deviation Actions

FanOfTill's avatar
By
Published:
1.7K Views
Po chwili namysłu doszłam do wniosku, że  w zasadzie dlaczego by się nie pochwalić relacją z tego zacnego wydarzenia, które było ledwie wczoraj moim udziałem. Powtarzając za panem Sapkowskim - 'po czym poznać, że czas jest historyczny? A po tym, że dzieje się dużo i szybko' - można śmiało powiedzieć, że wczorajszy wieczór w gdańskiej Ergo Arenie można zaliczyć do historycznych zdarzeń o iście przyjemnym charakterze.

Może warto by było zacząć od rzeczy fajnych i dobrych. Nasi kochani panowie Niemcy rodem z piekła jak zawsze zrobili dobre show. Tym razem jednak, przynajmniej w mojej skromnej opinii, przeszli samych siebie. Grali bardzo długo, po ponad 2,5 godziny, i już na wejściu kupili sobie całą publiczność, jeszcze nawet nim zaczęli grać. A było to tak:

Na hali były dwie sceny. Jedna duża, jak to zwykle na takich wydarzeniach bywa, z początku skryta za czarną kotarą (coś a la Völkerball z Arenes de Nimes). Później okazało się, że była przystrojona tak, że wyglądem przypominała odrobinę plaster miodu. Albo gniazdo jakichś wielkich owadów.

Druga scena, początkowo chyba przez wszystkich wzięta za jakieś miejsce do próby dźwięków, była mniej więcej w środku płyty. Dość mała, akurat by zmieścić sześć osób. Obie sceny połączone były mostem, który w trakcie koncertu kilkakrotnie spuszczano spod sufitu. Dzięki temu każdy w zasadzie miał okazję zobaczyć Rammstein choć przez moment.

Koncert zaczął się dość późno, bo dopiero koło wpół do ósmej, na supporcie grali Deathstars (ci od Blitzkrieg). Swoją drogą to właśnie była otwierająca piosenka. W mojej ocenie - panowie się starali, ale niewiele raczej z tego wyszło. Były co prawda takie momenty, kiedy ludzie rzeczywiście szaleli, ale krótkie i niezbyt częste. W sumie na sam support zeszło z 45 minut.

Wejście naszych germańskich oprawców było świetnie zrobione. Miast od razu zacząć grać, najpierw opuszczono most (którego notabene wiele osób wcześniej nie zauważyło), a Rammstein wyszedł z małej sceny. W zasadzie na dzień dobry kupili sobie całą publiczność. Pierwszy wyszedł Ollie, trzymając w ręku pochodnię, za nim Richard, potem Flake - z flagą Polski. Za nim pojawił się Paul z flagą Rammstein, a na końcu doszli Christoph i Till. Nie muszę chyba mówić, co działo się na płycie jak wyszedł Flake. :) To jest jakby oczywiste.

Sam koncert zaczął się od Sonne. Niestety pamięć bywa zwodnicza i nie pamiętam już całej setlisty po kolei, ale po wstępie poszły takie kawałki jak: Du hast, Du riechst so gut (o, takie), Mein Teil, Haifisch, Sehnsucht, Mein Herz brennt,  Mutter, Asche zu Asche, Wollt ihr das Bett in Flammen sehen (tu było małe zaskoczenie, w końcu kawałek całkiem stary), Ich will, Feuer Frei, Keine Lust, Bück dich (na małej scenie, z tym fajnym Tillowym rekwizytem i naśladowaniem Rysia), Mann gegen Mann, Links 234, Pussy (tu coś nie wyszło chyba, bo nie było pianki z wielkiego przyrodzenia), Amerika (z konfetti ^^), Engel (z boskimi fruwajkami), i, ku mojej wielkiej radości, zagrane na małej scenie Ohne dich. Fajnie też zrobili przejście na małą scenę, bo wyglądało to tak jak w teledysku do Mein Teil - Flake prowadził na smyczy Oliego, Tilla, Paula i Christopha do wtóru brzdąkania Richarda. Oczywiście Till nie byłby sobą, jakby nie próbował gwałcić kolegów, za co dostał szpicrutą po tyłku. :3

I w zasadzie to by było na tyle przyjemnych aspektów. O ile nasi kochani Niemcy spisali się jak zawsze na cały worek medali (co tam jeden), o tyle reszta zawiodła. Niestety, po tym wypadzie muszę z całą mocą stwierdzić, że Gdańsk jest do dupy. Jeżeli kogoś to obraża - cóż, bywa, ale inaczej nie da się nazwać poczekalni na dworcu kolejowym bez żadnej informacji, jakiegokolwiek ogrzewania ani nawet pieprzonych ławek, żeby można było usiąść i poczekać, a w dodatku w towarzystwie okolicznych żuli. Nie da się inaczej nazwać nieprzyjemnych, opryskliwych ludzi, z których każdy kierował nas w inną stronę (poza dwoma normalnymi policjantami i jedną sklepikarką, którzy odznaczali się względną normalnością). Nie da się też inaczej jak chamstwem nazwać faktu, że ochrona po koncercie po prostu nas wyganiała z Ergo Areny, byle szybciej. I kij z tym, że te 11 tysięcy ludzi musi mieć przecież czas, by się ubrać i wyjść. W pewnym momencie to już nawet nie dawali dojść koncertowiczom do łazienek.

Co do samej Ergo Areny - obiekt jest ładny i dobrze nagłośniony, owszem. Znaleźć go jednak to jak szukanie igły w stogu siana. Nie dość, że sama hala jest położona na blokowisku, to jeszcze nie ma żadnej informacji, jak do niej trafić. Co więcej, sami Gdańszczanie nie mają pojęcia gdzie to jest (nas naprowadziła jakaś para turystów), a jeszcze w dodatku nierzadko kierują na złą drogę. Kolejną porażką organizatora był fakt, że nie dość, że za szatnię trzeba było zapłacić (w momencie, kiedy bulicie od 2 stów w górę za bilety, nieźle, nie?), to jeszcze nie można było oddawać plecaków. Na to niestety znajduję tylko jedno słowo: PARANOJA.

Reasumując - koncert, jak zawsze, świetny. Panowie nie zawiedli, i mamy nadzieję, że jeszcze parę razy do nas przyjadą. :) Oby tylko nie do Gdańska, bo zarówno samo miasto, jak i ludzie są okropni. I z całym szacunkiem, ale nic nie zmusi mnie, by pojechać tam kiedyś jeszcze raz.



PS. Co do zdjęć - jakieś niby tam mam. Zobaczymy, co da się z nich wyciągnąć i ewentualnie, jak będą znośne, to się nimi pochwalę. :)

EDIT. Zdjęcia są! :D
Możecie znaleźć je tu: fanoftill.deviantart.com/galle…
Viel Spaß!

CSS Journal Coded by FleX177

© 2011 - 2024 FanOfTill
Comments54
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Solveig666's avatar
Gdzie stałaś?